#187: Awanse, dni wolne i powody do świętowania

O tym jak praca nie uszlachetnia, co się robi w dzień wolny, o pląsach i świętowaniu.

AWANSE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ

Wydawałoby się, że marzeniem każdego jest pięcie się po szczeblach kariery, awanse, zajmowanie coraz to ważniejszych stanowisk i zarabianie coraz więcej. Owszem, to bardzo kuszące, aby w ten sposób poprawić swoją pozycję i sprawia ogrom satysfakcji, kiedy osiąga się kolejne cele… Tylko, że nie zawsze. W przeciągu ostatnich 19 miesięcy awansowałam dwukrotnie. O żaden awans się nie starałam – oba dostałam, ponieważ ktoś nagle zdecydował się odejść.

Pierwszy, kiedy kierownik mojego działu odchodził – zostałam wskazana jako następczyni. Propozycja nie do odrzucenia, lepsza kasa, wydawało się niewiele więcej obowiązków. Pracowałam w tym dziale już prawie 5 lat, więc znałam się na robocie. W pewnych kwestiach zostałam podszkolona i miało być git. Nie było. Jestem roztrzepana – nie nadają się na kierownika. Nie umiem kierować ludźmi i delegować zadań. Zwłaszcza, gdy nie mogę w stu procentach liczyć na członków zespołu. Wszystko robię więc sama – wkurzam się, jestem przemęczona i przebodźcowana. Mam dość, powoli zaczynam gardzić tym co robię. Ogólnie spędzanie 8 godzin w biurze jest dla mnie katorgą. Warczę na ludzi i nie chce mi się nic robić. Napisałabym więcej i dosadniej o moich relacjach w pracy, ale nie mogę na łamach bloga. To zostanie w moich prywatnych zapiskach. Niemniej, było ciężko.

Drugi, kiedy nasz jednoosobowy dział zajmujący się kwestiami ekonomicznymi, z dnia na dzień właściwie przeniósł się do siedziby głównej. Zostałam zapytana czy pomogę to ogarnąć. Uczciwie przyznałam, że nie mam wiedzy ani doświadczenia w tym temacie, ale pomogę na tyle, ile potrafię. Jeszu… Z perspektywy czasu to był mój największy błąd! Szkolenia właściwie zero. Mój poprzednik zachowywał się jakby już zapomniał jakie miał obowiązki, albo nie chciał mi tego przekazać. Dostałam kilka rozbudowanych plików exel z tabelami, których nie rozumiałam, a reszta to jakby wiedza tajemna. To znaczy ktoś miał to robić (ja), ale najlepiej niech sobie radzi sam. Prośby o wsparcie skończyły się raptem trzema wizytami po pół godziny. Do niemal wszystkiego, metodą prób i błędów dochodziłam w bólach. Zwłaszcza, że nie miałam pojęcia co właściwie robię!

Przez dziewięć miesięcy łączyłam dwa etaty – kierownika mojego zespołu i zastępowałam w obowiązkach mojego poprzednika. To był ciężki czas, ale miało być jeszcze gorzej. Od sierpnia ubiegłego roku zostałam jednoosobową komórką ze stanowiskiem o ładnie brzmiącej nazwie. Okres od sierpnia do połowy grudnia był… Nie mam nawet na to odpowiedniego słowa. Codziennie płakałam (i domu i w pracy), znów warczałam na ludzi, byłam przemęczona i zła. Czułam się jak debil, bo nie wiedziałam co robię i traciłam grunt pod nogami. W czasie pracy nie miałam czasu żeby zjeść śniadanie czy iść do toalety. Bałam się dnia następnego – tego co mnie czeka. W niedzielę wieczorem zaczynałam odczuwać stres i nie mogłam spać. Już bez tego wszystkiego byłam w złym stanie psychicznym, ale kłopoty w pracy jeszcze bardziej to pogłębiły.

Dalej jest mi ciężko i trudno. Ciągle nie czuję się pewnie i nie mam żadnej stabilności. W gorszych momentach dalej płaczę i nie mogę spać. Najgorsze już jednak za mną. Radzę sobie. W tej chwili nie mogę odejść, ale myślę o tym żeby podjąć ten trudny krok.

PUDEŁKA UPDATE

Przechodząc do przyjemniejszych rzeczy – za mną kolejny tydzień pudełkowej diety. Jest dobrze. Dania są smaczne. Czasami jak na moje gusta zbyt ostre, ale w gruncie rzeczy nie mogę powiedzieć, że niedobre. Posiłki są ciekawe i póki co bardzo różnorodne. Miałam w menu elementy kuchni afrykańskiej, włoskiej, meksykańskiej czy węgierskiej. Dzięki pudełkom mam swoje nowe ulubione zboże – sorgo. Wygląda jak kasza gryczana, ale jest o niebo lepsze – bardziej chrupkie i nie śmierdzi. To, co robi największe wrażenie to deserki – fit serniczki, czekoladowe musy z owocami, serki, puddingi a nawet ciasta. Gdzie ja bym sama sobie coś takiego wyczarowała?! Do tej pory jestem bardzo zadowolona.

DZIEŃ WOLNY

Co robić w dzień wolny jako dorosły człowiek? To proste! Trzeba połączyć odpoczynek ze zrobieniem wszystkiego na co w ciągu tygodnia normalnie nie ma czasu.

Tak oto dzięki wolnemu za święto Trzech Króli udało mi się wymienić olej w samochodzie, kupić prezenty, zrobić zakupy, porządnie posprzątać mieszkanie, wykonać kilka ważnych telefonów i zamknąć trochę spraw, o których nie chcę tu mówić. W części odpoczynkowej postanowiłam zrobić sobie kawę, z wielką przyjemnością zacząć tworzyć ten post, pograć w grę moim nowym ślicznym wojskowym padem i poczytać. Do tego wieczorem luźny basen.

Tak serio – ten dodatkowy dzień wolny pozwolił na chwilę oddechu w całym tym codziennym szaleństwie. Czuję, że wykorzystałam go dobrze. Następny taki dopiero kwietnia – akurat pod wymianę opon na letnie. Warto czekać.

MROZY

Mam dość! Mrozy i śnieg są fajne ewidentnie tylko wtedy, kiedy siedzisz w ciepłym domu w fotelu przed kominkiem i czytasz książkę popijając herbatkę co jakiś czas obserwując biały puch przez okno.

Cała reszta to dno. Ostatnio było wyjątkowo zimno! Odśnieżanie samochodu zajmujące wieczność, śliskie chodniki, szczypiące policzki, opóźnione autobusy. Już nie mówiąc o tym, że wszyscy opatuleni są jak ludziki Michelin. Tej zimy, dzięki MLH poznałam dwa nowe zjawiska: okiść (opady śniegu osiadające na drzewach i krzewach) oraz śryż (zjawisko zamarzania w zbiornikach wodnych). Piękne, ale z daleka. Tyle w temacie.

POWODY DO ŚWIĘTOWANIA

Ten weekend to trochę taki świąteczny się zrobił. Z jednej strony Dzień Babci i Dziadka, z drugiej Rocznica przeplatające się wzajemnie.

W tym roku rocznicę obchodzimy bezprezentowo. Oszczędzamy i zdecydowaliśmy zamiast materialnych prezentów po prostu spędzić razem miło czas. W sobotę poszliśmy na kolację w miejscu, gdzie byliśmy na drugiej randce. Mowa o prawdziwie włoskiej pizzerii Salernitana w Głogowie, którą prowadzi pewien sympatyczny Włoch ze swoją rodziną. To mały i przytulny lokal. W tle leci włoskie disco, Pan Włoch podśpiewuje pod nosem, żartuje i dobrze się bawi robiąc to co robi. W niedzielę wybraliśmy się na wspólny spacer do naszego ulubionego parku oraz na basen – trochę się rozruszać.

W moim życiu została tylko jedna Babcia. Mieszka daleko i też z tego względu nie mam z nią ciepłych i bliskich relacji. Odkąd spotykam się z K. jego dziadkowie stali się trochę moimi. W sobotę pojechaliśmy do nich właśnie na kawę i ciasto. Wręczyliśmy prezenty, posiedzieliśmy i pogadaliśmy o pierdołach. Mimo, że rodzice K. nie są jeszcze dziadkami i raczej szybko nimi nie zostaną, to odwiedziliśmy również ich.

***

Taki to wpis mi się urodził. Pamiętajcie o swoich Babciach i Dziadkach, pamiętajcie o swoich bliskich.

Pozdrawiam ciepło,

Gocha.

Dodaj komentarz